KUŹNIA, GWÓŹDŹ I USCHNIĘTA SOSNA - 29.12.2006 /Grottger w Igołomi/
Autor: Krystyna Lenczowska, Głos Tygodnik Nowohucki nr 52/06 z 29.12.2006 r.
Z sandomierskiej drogi skręcamy w kasztanową aleję wiodąca do pałacu w Igołomi. Na rogu, tuż przy bramie wjazdowej do pałacowego parku, znajduje się biały ogrodzony siatką murowany budynek z charakterystycznym „podcieniem”. Jest 12 grudnia, data przypadkowa: umawiając się z dyrektorem Piotrem Miką z Gminnego Centrum Edukacji w Igołomi, po prostu ustaliliśmy dogodny dla nas obojga termin. Jak się okazuje - dzień dokładnie pomiędzy znaczącymi dla naszego bohatera datami - dniem urodzin i śmierci. 11 grudnia 1837 roku i 13 grudnia 1867, zamykają krótkie życie Artura Grottgera. *** Współczesna pogoda chwilowo kaprysi - ostro zacina deszcz ze śniegiem. Zastanawiamy się, jaka mogła być owa zima 1863 roku, zima Powstania Styczniowego? Wewnątrz kuźni, jak w każdej, niewątpliwie było gorąco. Za sprawą płonącego paleniska i rozgrzanego metalu, także ze strachu by ktoś, (czytaj carska policja), uczestników zakazanego zajęcia nie przyłapał. Co jeszcze można wyczytać z rysunku Grottgera „Kucie kos”? - Na pewno kucie bojowych kos, które nałożone sztorcem, stanowiły doskonałą broń powstańczą, odbywało się w tajemnicy. I nocną porą, z obawy przed wsypą. To nie były zwykłe prace kowalskie, odkuwanie jakiś tam zwykłych podków, czy gwoździ…Ciemność wciskająca się przez otwarte drzwi kuźni jest również symboliczna. Drzwi wychodzą na ziemie zaboru rosyjskiego, a kosy posłużą do walki z Rosjanami – mówi Piotr Mika. Powstanie wybuchło 22 stycznia 1863 roku. Grottger, którego ojciec był powstańcem listopadowym, ten moment przeżył bardzo mocno. Niejednokrotnie podkreślał, iż jego największym bólem jest to, że nie może bezpośrednio w powstaniu brać udziału. Skoro zatem przedsięwziął rysowanie rzeczy związanej z powstaniem, to największe emocje musiały temu towarzyszyć na początku. Wydaje mi się, że musiał zrobić wszystko, by jak najszybciej zareagować na ten wewnętrzny imperatyw Najbardziej uprawdopodobniona data to luty, bądź marzec 1863 roku – domyśla się okoliczności powstania obrazu mój rozmówca. Jednak dokładnego potwierdzenia pobytu artysty w Igołomi, czy okolicy nie mamy. Nazwa miejscowości nie pada też w licznych listach, które pozostawił. - Każdy w tamtych czasach miał prawo się bać, a przyznanie, że uczestniczyło się w czymś takim jak kucie kos bojowych, mogło poskutkować prześladowaniami – przekonuje. I opowiada o początkach swej fascynacji Grottgerem: - Byłem wówczas dyrektorem w Dobranowicach. Pewnego dnia przyjechał tam Henryk Pomykalski, dyrektor Zespołu Szkół w Piotrkowicach Małych, człowiek który od dawna zajmuje się historią regionalną i zbiera materiały związane z szeroko pojęta Ziemią Proszowicką. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się ze zbitką informacji: Artur Grottger – Igołomia – kuźnia. Gdy w 1999 roku zostałem dyrektorem gimnazjum w Igołomi, zaraz przyszedłem pod kuźnię, by zobaczyć jak wygląda. Widok był gorszy niż dziś: murowany budynek zapomniany przez Boga i ludzi. Nikt nie kojarzył, że może z nim być związana historia. Kiedy w 2002 roku zostałem dyrektorem Gminnego Centrum Edukacji w Igołomi, postanowiliśmy ożywić historię. Uczyniliśmy to po 141 latach od tego momentu, czyli w 2004 roku. Wieczorową porą sprowadziłem dwóch autentycznych kowali. Jeden pochodził z Igołomi, pracował i do dziś pracuje w tej kuźni, drugi był nauczycielem instruktorem w zespole szkół w Piotrkowicach Małych. Kowale rozgrzali piec, przygotowali instrumenty, sztaby metalowe i kosy, kupione wcześniej w sklepie. Zadbaliśmy też, na ile to było możliwe, o wiernie odtworzenie sceny z rysunku, również w ubiorze obecnych w kuźni osób – wspomina P. Mika. Wchodzimy pod okap igołomskiej kuźni. Potężne drzwi, (może jeszcze pamiętające tamte czasy?), bronią wejścia potężną kłódką. W suficie pozostały drewniane belki, „wchodzące” także do pomieszczenia samej kuźni. Przez zakurzone okienko widać wygasłe dziś palenisko. Na środku – jak na rysunku Grottgera – kowadło kowalskie. A poza tym masa rupieci pochodzących z czasów bardziej współczesnych. Kuźnia należy do gospodarza obiektu - spółdzielni Polan. *** - W kwietniu 2005 r. dotarliśmy do gminy Ulhówek. Kierunek wskazała nam trylogia o Arturze Grottgerze. Wyczytaliśmy w niej, że Dyniska w owej gminie Ulhówek, to szczególne w biografii artysty miejsce. Dyrektor szkoły podstawowej w sąsiednim Hubinku, noszącej im. A. Grottgera pokazał nam okolicę. Trafiliśmy pod „sosnę Grottgerowską” – rozpoczyna następny watek grottgerowskich „historii dyrektor GCE w Igołomi. - Tam przeżywał najpiękniejsze dni swego młodego życia. Goszcząc u właścicieli, państwa Skolimowskich, w lipcu, latem 1866 roku, oświadczył się swojej ukochanej, Wandzie Monne. 16. letnią Wandę poznał w styczniu tegoż roku na balu we Lwowskim Towarzystwie Strzeleckim. Dziewczyna wywarła na 29-letnim artyście wielkie wrażenie, które zmieniło się w płomienne uczucie. Zdjęcie sosny umieszczono na okładce folderu opisującego uroki powiatu tomaszowskiego. Chodzi o Tomaszów Lubelski. Same Dyniska leżą niedaleko granicy z Ukrainą. Tamtejszy ksiądz proboszcz - Wiesław Mokrzycki, co dwa lata organizuje plener malarski, wiążąc go z Grottgerem i Lisztem. Bo także Franciszek Liszt, słynny węgierski skrzypek gościł u właścicieli dworu w Dyniskach. Samotna uschnięta sosna, to jedyny dziś ślad dawnego pięknego ongiś dworskiego parku. Skolimowscy sprowadzali doń rośliny z całego świata: selekcjonując, dobierając najlepsze okazy krzewów i drzew, sprawili, że park był jednym z najpiękniejszych na ziemiach polskich. Ale przenieśmy się w czasie o sto lat, w czasy nam współczesne. Początek lat siedemdziesiątych ub. wieku. W Polsce kwitnie socjalizm, ale Gdzieś na krańcach obecnej Rzeczpospolitej, zachowały się jeszcze pozostałość dworu i parku. Pewne dnia, koło dworu pojawiają spychacze i ciągniki. Buldożery wyrównują sztuczne pagórki ukształtowane na życzenie Izydory Skolimowskiej, zasypują wspaniałe dworskie stawy, niszczą piękny drzewostan. Krajobraz staje się księżycowy. Wkrótce do zniszczenia pozostaje jedna rzecz, a raczej drzewo – owa grottgerowska sosna. Przychodzą ludzie z piłą elektryczną i usiłują ją ściąć. Łańcuch od piły zrywa się i rani drwala w twarz. Od ścinania odstąpiono. Postanowiono zniszczyć drzewo inaczej - dniami i nocami podjeżdżają ciągniki z gnojówką z PGR-owskich stajen i „podlewają” sosnę tak długo, aż usycha, ale pozostaje. - Jako symbol miłości i nienawiści; miłości Artura i Wandy i nienawiści - notabli polskich, chcących przypodobać się Rosjanom, którzy nienawidzili Grottgera. Bo rysunki Grottgera to była owa tajna broń budująca ducha Polaków pod zaborami - podsumowuje P. Mika. Pewnie do dziś w Dyniskach żyją ludzie, którzy akcję „topienia” sosny pamiętają. Zaś w przydomowych ogródkach być może rosną rośliny z niegdysiejszego, dworskiego parku? Ksiądz proboszcz z Dynisk chce przy uschniętej sośnie posadzić nową. Będzie symbolizowała „życie”. Na polach, po których spacerowali owego dynowskiego lata zakochani młodzi ludzie, zasiano kukurydzę. Rodzina Wandy Monne niezbyt przychylnym okiem patrzyła na tę miłość, bo kawaler nie był zbyt zamożny. On oświadczył się i wyjechał do Paryża, by malując, zdobyć pieniądze dla nich obojga. Jeszcze nie widział, że choruje na gruźlicę. Zachorował i lekarze wysłali go w Pireneje, dla podratowania zdrowia. Tam umiera, ale to jeszcze nie koniec miłosnej historii. Wanda Monne za pół roku sprowadza trumnę z ciałem ukochanego do Lwowa. Malarz spocznie na Cmentarzu Łyczakowskim, w miejscu, które wskazał Wandzie podczas wspólnych spacerów. Jego grobu strzeże kamienna postać pięknej dziewczyny o twarzy ukochanej. *** W nowej siedzibie szkoły w Igołomi, noszącej imię Artura Grottgera - znajdziemy takie same, ale przecież inne niż grottgerowskie: większe i kolorowe, znane nam z podręczników, „Kucie kos”. Obraz, największy w całej Gminie Igołomia –Wawrzeńczyce wykonała dla szkoły plastyczka Joanna Rajtar. W sąsiedztwie obrazu na szkolnym korytarzu dziewczęta mają dziś lekcję gimnastyki, bo szkoła nie ma jeszcze sali gimnastycznej. Szkoła nawiązała kontakt z innymi szkołami noszącymi imię Artura Grottgera: m.in. ze szkołą w Porębie Wielkiej koło Oświęcimia, z Liceum Ogólnokształcącym w Grybowie pod Nowym Sączem. Z życiorysu artysty, jakie znajdziemy na stronie internetowej Zespołu Szkól w Grybowie wynika, iż przebywał tam w sierpniu 1866 r. Odwiedza przebywającą w miasteczku na letnisku u wujostwa Korczyńskich, młodziutką narzeczoną Wandę Monné. Nie wiadomo czy miejscem pobytu Wandy był dzisiejszy budynek internatu ZSZ, czy dawny dwór Hoscha - dzisiejszy „Caritas”, ale w twórczości Grottgera odnaleźć można wiele grybowskich akcentów m.in .widoki dawnego Grybowa w obrazach cyklu „Wojna”. Wiemy, że w Porębie Wielkiej powstał cykl rysunków - „Wojna”. Tu grottgerowski ślad jest namacalny. Piotr Mika pokazuje potężny gwóźdź. Został wykonany zapewne przez jakiegoś kowala. Pochodzi z zabytkowej oficyny w Porębie Wielkiej, w której na górze miał swą pracownię malarską Artur Grottger, goszczący u Wincentego i Ludwiki Bobrowskich. - Tyle zostało z „Grottgerówki” – gwóźdź. Jeden z 4, szkoła w Porębie Wielkiej ma trzy, my - jeden. Otrzymaliśmy go od dyrektora tamtejszej szkoły. Grottgerówkę rozburzono w 1980 roku, nie zważając, że to „zabytek” – opowiada P. Mika. *** Notka biograficzna: Artur Grottger urodzony w Ottyniowicach na Podolu, zmarł w Amélie-les-Bains-Palalda we Francji to polski malarz, ilustrator i rysownik, znany z cyklu "kartonów" o powstaniu styczniowym. Swoimi dziełami do głębi poruszał uczucia Polaków, budząc w nich świadomość narodową i ucząc patriotyzmu kolejne pokolenia uciskanego i prześladowanego przez rosyjskiego zaborcę społeczeństwa. Rysował i malował akwarelą sceny batalistyczne, konie, zaprzęgi, polowania, sceny rodzajowe, portrety. Jako ilustrator współpracował z kilkoma wiedeńskimi czasopismami. Mimo ciężkiej, wytrwałej pracy przez swoje krótkie dorosłe życie znajdował się w trudnej sytuacji finansowej. Korzystał więc często z pomocy przyjaciół i znajomych. Wędrował od dworu do dworu i od pałacu do pałacu, przebywając w nich krócej lub dłużej na łaskawym utrzymaniu swych gospodarzy. Nierzadko też otrzymywał finansowe wsparcie od zasobniejszych przyjaciół i znajomych. Odwiedzał ziemskie majątki Erazma i Emmy Larysz-Niedzielskich w Śledziejowicach pod Wieliczką (1855 r.) i Jana Maszkowskiego w Barszczowicach (1860 r.). Mieszkał ponadto w Śniatynce k. Drohobycza należącej do Stanisława Tarnowskiego (1865 r., 1866 r.), Pieniakach, Grybowie, Krynicy, Porębie i Dyniskach. Pod wpływem wybuchu Powstania Styczniowego powstały wstrząsające rysunki, tj. "Polonia" (1863 r.) i "Lituania" (1864-1866 r.). „ Polonia” była pierwszym z trzech planowanych cykli, w których Artur Grottger chciał pokazać trzy krainy: Polskę (tzn. Królestwo Polskie), Litwę i Ruś (czyli Ukrainę). Dziewięć kartonów Polonii, powstałych w 1863 roku, opowiada o przebiegu wydarzeń w Królestwie Polskim na przykładzie pojedynczych, silnie zaakcentowanych scen. Po alegorycznej karcie tytułowej następuje karton przedstawiający dramatyczną scenę „Branki” – przymusowego poboru do wojska carskiego. Dalej jest „Kucie kos” – przygotowanie do walki, „Bitwa” – desperacki opór okrążonej grupy powstańców i wreszcie kilka rysunków przedstawiających tragedię brutalnie pacyfikowanych dworków, a także rozpacz rodzin szukających swych bliskich na pobojowisku. *** W ramach szeroko pojętego Centrum Edukacji w Igołomi działa teatr amatorski. Gros aktorów stanowią nauczyciele centrum. Podczas pobytu w Dyniskach, wystawiono sztukę „Sosna” autorstwa Piotra Miki, opowiadającą o spotkaniu obojga ukochanych. Wystawiono sztukę w plenerze. Za scenę służyła przyczepa ciągnikowa, a amfiteatrem był rów przydrożny, a jedyną scenografią - uschnięte drzewo. Wedy, w czerwcu tego roku padł pomysł by pomyśleć o Arturze Grottgerze szerzej. – by uczcić artystę Rokiem Grottgerowskim. W przyszłym 2007 roku – roku okrągłym dla urodzin i śmierci. Może powstanie rzeźba Artura Grottgera z Wanda Monne. Gmina Ulhówek przewiduje wykonanie ścieżki dydaktycznej na swoim terenie grottgerowskim. Poręba się dołoży, Grybów również, Igołomia także - bo każda z tych miejscowości związana jest z Arturem Grottgerem.
Krystyna Lenczowska
|