Zdjęcia ocaliły ten świat - 25.01.2007 /rozmowa z Adamem Gryczyńskim, autorem wspaniałego albumu o Nowej Hucie "Czas zatrzymany"/ Rozmowa z Adamem Gryczyńskim*
Renata Radłowska, Gazeta wyborcza Kraków - 2007-01-25
Najpierw było ogłoszenie, potem poszukiwania, wreszcie wystawa. Teraz ukazał się album. Książka Adama Gryczyńskiego "Czas zatrzymany" opowiada historię Nowej Huty sprzed ponad stu lat. Miejsca, które nie było jeszcze Nową Hutą, ale wioskami z bogatym ziemiaństwem i wiernym tradycji chłopstwem. Reprodukcja zdjęć z albumu "Czas zatrzymany"
1. Wiktoria Stefańska z domu Salwińska z Pleszowa Kujaw, lata 20.XX w. 2. Chałupa z Pleszowa, lata 30. XX w.
Renata Radłowska: No i okazało się, że Nowa Huta jest jak Bronowice Rydla i Wyspiańskiego - w ujmujący sposób chłopska. Czy promuje Pan modę na drugą ludomanię, tym razem nowohucką?
Adam Gryczyński: Bronowice i Nową Hutę łączy dziewczyna, której zdjęcie umieściłem na okładce albumu - to córka Franciszka Ptaka z Bieńczyc. Kim był? Przyjacielem Rydla i postaci pojawiających się w "Weselu" Wyspiańskiego. Ptak trafił nawet do samej sztuki, mowa o nim w jednym z dialogów ("Ptak ptakowi nie dorówna"); na zdjęcie jego córki trafiłem zupełnie przypadkowo. Oba te miejsca łączy podobny klimat podkrakowskich wsi - magia, wierność tradycji, ceremonia dnia codziennego. Nie chciałem promować mody, chciałem odnaleźć ten świat. Rzeczywistość, o której zapomniano, której kazano się wyrzec w momencie, kiedy podjęto decyzję o budowie socjalistycznego miasta i kombinatu. Nową Hutę, ale tę z lat 50. i 60., już pokazałem, już o niej opowiedziałem; były na ten temat setki wystaw i tyle samo filmów, artykułów. Cały czas czułem, że takie pokazywanie Nowej Huty jest bardzo niesprawiedliwe. Bo przecież przed 1949 rokiem był tutaj zupełnie inny świat - piękny, prawdziwy, bogaty.
Po co komu wracać do niego? Nowa Huta ma jeden mit - nowoczesne miasto dla nowoczesnego człowieka, i tak już chyba zostanie.
- To patos, co powiem, ale jest prawdą: wróciłem po to, żeby oddać sprawiedliwość. Komu? Ludziom z tamtego świata. Którym zabrano ziemie, którym wmówiono, że dorobek ich ojców jest nic niewart. Całej Polsce wmówiono zaś, że ziemie, na których powstanie kombinat i nowoczesne miasto, to same nieużytki, a ludzie tam mieszkający to najgorsza biedota galicyjska. Nieprawda! To były najżyźniejsze ziemie w Małopolsce, a ludzie bogaci, wspaniali i uczciwi. Ich potomkowie jeszcze żyją, jest ich niewielu. I wciąż mają tę zadrę w sercu. Zrobiłem album również dla siebie i tych, którzy szukają uniwersalnych prawd. Bo w tamtym świecie one istniały.
Nowa Huta szuka dziś tożsamości na różne sposoby i...
- I jestem absolutnie przekonany, że tam ją odnajdzie. Takie było to miejsce, zanim stało się Nową Hutą. Taki był jego początek. Pałacyki, dworki, ogrody, posiadłości...
Gdzie Pan szukał tych zdjęć i historii?
- Dziesięć lat temu obchodzono hucznie 750-lecie Grębałowa (to prawda - właśnie Grębałowa!) i przy tej okazji poznałem jednego z jego mieszkańców, który pokazał mi zdjęcia z lat 30. ubiegłego wieku - portrety ludzi, fotografie z procesji kościelnych, uroczystości rodzinnych. Zachwyciłem się tym, ale dalej zajmowałem się Nową Hutą z lat 50. i 60. Historia starego Grębałowa jednak mnie uwierała, nie mogłem o niej zapomnieć. Po paru latach postanowiłem do tego wrócić i dałem ogłoszenie, że poszukuję zdjęć i historii. Nie wierzyłem w to, że ludzie wezmą rodzinne albumy pod pachę i przyjdą z nimi do mnie. Wiedziałem, że ja muszę do nich dotrzeć, odszukać ich, że czeka mnie śledztwo. Miałem zdjęcie z roku 1929 - grupka dzieci ćwiczy przed szkołą w Luboczy, i po jakimś czasie dotarłem do osoby, która rozpoznała się na tej fotografii - to dziewięćdziesięcioletnia dziś kobieta, córka dyrektora tej szkoły. Zaczęła opowiadać: tu jestem ja, tu stoi Marysia, a tam moja koleżanka Wikta, tu tatuś. Byłem zaskoczony, tamten świat powrócił - jasne, że na te parę godzin opowiadania, ale jego intensywność była niezwykła. I tak od jednego spotkania do drugiego. Ludzie opowiadali przeróżne historie - czasem bardzo intymne, czasem tragiczne. To niesamowite, że wciąż to wszystko pamiętali. Efekt tych spotkań to dziesięć tysięcy zdjęć, zarchiwizowałem zaledwie trzy i pół tysiąca. W albumie jest ich malutka część, a ja tak bardzo bym chciał pokazać je wszystkie.
Myśli Pan, że zatrzymał ten czas?
- Zdjęcia go ocaliły. Ja tylko dotarłem do nich w odpowiednim momencie. Możliwe, że już w ostatnim.
*Adam Gryczyński jest fotografikiem, autorem wielu wystaw fotograficznych, pracuje w Nowohuckim Centrum Kultury; album "Czas zatrzymany" ukazał się w ramach obchodów jubileuszu 750-lecia Krakowa
|